Ok, zanim zaczniemy to...
Estranged, ja wiem, że przy tym rozdziale dostaniesz cholery. Wybacz... Ale my Ci to wynagrodzimy! :D (hihihi)
A tak po za tym...
Świruje mi blogger i jak sprawdzałam na podglądzie to tekst z myślnikami (perspektywa) jest granatowy. Postaram się to poprawić na komórce, ale dla jasności: pierwszy jest Duffy, potem Stradlin i Axl.
Ktoś chce dedyka? :) miłego czytania.
*perspektywa Duffa*
Estranged, ja wiem, że przy tym rozdziale dostaniesz cholery. Wybacz... Ale my Ci to wynagrodzimy! :D (hihihi)
A tak po za tym...
Świruje mi blogger i jak sprawdzałam na podglądzie to tekst z myślnikami (perspektywa) jest granatowy. Postaram się to poprawić na komórce, ale dla jasności: pierwszy jest Duffy, potem Stradlin i Axl.
Ktoś chce dedyka? :) miłego czytania.
*perspektywa Duffa*
-----------------------------------------
„Mhm… tak, tak, tak… oczywiście… jeszcze tylko pójdę odcedzić kartofelki i jedziemy”- w myślach przedrzeźniałem Patricka. To spoko gość, ale się rządzi…
- McKagan słuchasz mnie?! – ryknął mi prosto w twarz.
- Jasne, jasne… - pokiwałem głową ocierając twarz.
Kiedy Patrick się wydziera wszędzie pluje… Jak lama. Zaraz… A jeśli on jest lamą? Ale lama nie mogłaby być najlepszym menadżerem w L.A. A jeśli Patrick to taka pierwsza lama-menadżer? Ale czad! Nawet Metallica nie ma własnej lamy! Tylko… czym my go mamy karmić? Nigdy nie hodowałem lam…
- Skup się. – machnął mi ręką przed oczyma - Powtarzam: macie się zachowywać jak cywilizowani ludzie. – powiedział wkurwionym, ale opanowanym tonem.
Potem znowu coś zaczął nam gadać, ale moją uwagę przykuł samochodzik z lodziarni. Ten taki bajerancki z muzyczką i w ogóle. Ooo, ale bym sobie zjadł jakiegoś czekoladowego rożka…
- Niee! No ten jest znowu w innym świecie… - powiedział załamany Patrick obsypując mnie jakimiś papierami, które trzymał.
Posłałem mu pytające spojrzenie, tylko, że Patrick jak to miał w zwyczaju zaczął nie zwracać na nas uwagi. Chyba w ten sposób chce nas ukarać. Na marginesie to raczej dla nas jest to nagrodą.
- Dave, weź sprawdź czy wszyscy są. – rzucił do technicznego, który stał w pobliżu i siłował się z jakimiś kablami.
- Adams?
- Jestem.
- Adler?
- Tu!
[sryliard nazwisk później]
- Stradlin?
…
- Stradlin? – techniczny powtórzył nazwisko rytmicznego.
Cisza. Gdzie on jest?
- Poszukam go. – zgłosiłem się na ochotnika.
Ruszyłem w stronę domu. Po drodze minąłem moją siostrę z garderobianą. Szykowały jakieś szmatki. Młoda załapała fuchę i jedzie z nami. Nasza willa to teraz jedno wielkie pobojowisko. Wszędzie pałętają się techniczni i inni ludzie związani z trasą, dookoła są rupiecie, przed domem stoją 2 wielkie autokary – jeden z wymalowanymi naszymi gębami super wypasiony dla nas, Patricka i kierownika trasy, a drugi „cichociemny” dla reszty technicznych. Przepchnąłem jakiś wielki wór zagradzający wejście do pokoju Izzyego i wszedłem do środka. Gitarzysta leżał na plecha na swoim łóżku wpatrując się pustym wzrokiem w sufit. Obok leżała jakaś kolorowa gazeta, a ze stolika nocnego zwisała słuchawka telefonu, z której wydobywał się głuchy sygnał wolnej linii. Odchrząknąłem.
- Izzy wszyscy czekają… - odezwałem się.
Cisza. Co mu jest? Usiadłem obok niego. Z ciekawości wziąłem kolorowe pisemko, które dopiero teraz zauważyłem, że jest rozdarte. Na okładce była… narzeczona Stradlina obściskująca się z jakimś facetem… I ten nagłówek: „GORĄCY ROMANS NARZECZONEJ GWIAZDY ROCKA. CZY TO KONIEC ZWIĄZKU?”.
- Dzwoniła… - szepnął gitarzysta.
Nie wiedziałem co powiedzieć. On chyba naprawdę ją kochał.
- Odeszła ode mnie… - kontynuował łamiącym się głosem – Powiedziała, że ten związek nie ma sensu, że ma jakiegoś Francuza, że ja jej nie wystarczam, że jestem pieprzonym narkomanem…
- Izzy… - odezwałem się tonem pełnym współczucia.
Tylko na tyle stać cię McKagan?! Świetnie umiesz pocieszać przyjaciół! Nie ma co.
Brunet usiadł pocierając twarz otwartymi dłońmi. Wziął głęboki wdech i wyjrzał za okno. Chwilę myślał nad czymś. Poznałem to po jego wyrazie twarzy.
- Przeproś ode mnie chłopaków, Patricka, technicznych… Nie dam rady jechać. – powiedział cichutkim głosikiem i ukrył twarz w poduszkę, która leżała za jego plecami.
Zaraz… Izzy nie może zostać i rezygnować z kariery przez jakąś panienkę!
- Izzy! – zerwałem się na równe nogi – Co ty pleciesz?! Po co ciułałeś tu z Lafayette skoro teraz, gdy wszystko idzie ku mega sukcesowi się wycofujesz?! Bez gadania jedziesz!
Wetknąłem mu jego terrarium z pająkami w ręce i skierowałem go ku drzwiom, a sam chwyciłem za futerał z ulubioną gitarą rytmicznego i jakąś walizkę.
- Zepsuje wam tylko występy… - zaprotestował smutno.
- Nie gadaj głupot! – warknąłem siłując się z walizą wielkości stodoły – Jesteś częścią zespołu i pokarz tej pindzie, że masz ją gdzieś i świetnie się bawisz.
Po drodze na podjazd ktoś wziął ode mnie bagaż Stradlina. Podczas naszej nieobecności podjechała jakaś ciężarówka do której ładowali jakieś wzmacniacze i elementy sceny. Skąd to cholerstwo wzięło się w naszym domu? Specjalnie dla nas zaprojektowali leciutką, składaną scenę, którą możemy zabrać wszędzie. Tylko mam nadzieje, że będzie trochę większa niż ta, którą pokazywał nam Patrick w swoim biurze. Na tamtej mogłyby grać koncert jakieś rockowe mrówki. …chyba właśnie przyszedł mi pomysł czym mogę zajmować się podczas emerytury! Menadżer rockowych mrówek! To jest to!
- Jesteście! – krzyknął Patrick na nasz widok.
Załadowaliśmy się do autokaru. Pora ruszać!
-----------------------------------------
*perspektywa Izzyego*
-----------------------------------------
Trasa się rozpoczęła. Przed nami tyle koncertów. Szkoda tylko, że czuję się taki niepotrzebny. Duff powiedział, że to niedługo minie i poklepał mnie w ramię. Ale co on mógł wiedzieć. Jego interesują tylko naiwne panienki, albo prostytutki, a jak był w jakimś związku to i tak chodził na panienki. Nie oceniam go. Sam taki byłem tylko gdy poznałem Ją… Wszystko się zmieniło. Ja się chciałem zmienić. Dla Niej. Siedziałem w pustym pokoju gapiąc się na ścianę. Zostawiła mnie... Wciąż miałem nadzieję, że to nie tak, że ona wróci. Przecież sama mówiła... Otworzyłem mini barek i wyciągnąłem butelkę. Muszę się teraz napić. Może wtedy choć na chwilę przestanę zadręczać się myślami. Tylko na tyle mnie stać… Po kilku łykach złapałem za gitarę. Muzyka też zawsze mi pomagała. Lubiłem wyrażać swoje emocje grając. Wtedy… To tak jak bym był w innym świecie! Ciężki blues, rytmiczny rock, albo przesłodzony riff… Smutna, spokojna melodia... Idealnie pasująca do tego co przeżywałem. Przestałem zwracać uwagę na to co działo się wokół mnie. Rozpraszające piski Axla, śmiechy.
- Izzy?... - usłyszałem cichy, dziewczęcy głosik i zauważyłem zaglądającą do pokoju Susan. - Siedzisz cały dzień samotnie w pokoju...
Gdy to mówiła, w jej głosie dało się wyczuć zmartwienie. Po chwili jednak z lekką odrazą spojrzała na opróżnione butelki leżące obok mnie.
- Tak jakby nie mam nastroju. - wbiłem pusty wzrok w podłogę.
Spojrzała na mnie ze współczuciem i usiadła obok. Nie wiem po co zadaje sobie tyle trudu dla jakiegoś narkomana… Pewnie Patrick jej kazał.
- Może zagrasz mi coś? - delikatnie się uśmiechnęła.
To miłe, że próbowała mi poprawić nastrój. Była w tym lepsza niż jej brat. Chyba jednak przyszła tu z własnej woli. Nigdy nie miałem okazji lepiej jej poznać. Może teraz, w trasie się uda. Wcześniej była cały czas w Seattle i uczyła się. Widziałem ją chyba ze dwa razy w życiu.
- Jeśli chcesz to czemu by nie. – odprałem.
Zacząłem grać tą smętną melodię, którą wymyśliłem. Susan zaczęła się lekko kołysać w rytm. Chyba jej się spodobała. Kiedy skończyłem, ona wpatrywała się we mnie przez jakiś czas.
- Jeju Izzy… To było niesamowite! - wydusiła z siebie po chwili.
Spojrzałem na nią trochę niedowierzając.
- Poważnie?- spojrzałem w jej oczy.
- No jasne! - wykrzyknęła i poderwała się z podłogi - Chodź, musisz to pokazać reszcie. To jest świetne!
Widząc moją niechęć do opuszczenia tej nory podniosła gitarę i złapała mnie za rękę.
- Wstawaj. Nie będziesz tak tu siedział.- pociągnęła mnie w stronę drzwi.
No skoro tak jej zależy... Poszedłem z nią do reszty zespołu. Wszyscy siedzieli razem, na stołach stało jakieś żarcie, butelka wina dla wszystkich i butelka whisky dla Slasha. Rozmawiali, żartowali, mieli świetne humory. Pierwszy raz poczułem,że tu nie pasuję.
- Izzy wam coś zagra.- Duffiasta oświadczyła uroczyście.
Susan uśmiechnęła się do mnie i podała mi gitarę.
- No popisz się.- Axl ziewnął przeciąglę.
Znudzona panienka... W końcu zacząłem grać.
-----------------------------------------
*perspektywa Axla*
-----------------------------------------
To brzdąkanie Izzyego... Muszę przyznać, że nie było tak złe jak się spodziewałem. Bardzo dobrze, że ta lalunia zerwała te zaręczyny. Muzyka idealnie pasowała do słów, które kiedyś razem z nim napisałem. Smutny Izzy to szczęśliwy Axl... Zadowolony pobiegłem poszukać kartki z tekstem. Powinna być w moim wszędobylskim notesiku. Będą zachwyceni, gdy im zaśpiewam. Juz widziałem w wyobraźni ich poruszone, pełne podziwu twarze wpatrzone we mnie...
- Uwaga wszyscy! - wpadłem do pokoju i stanąłem na środku - Stradlin graj!
Brunet spojrzał na mnie zdziwiony, a reszta też nie zbyt miała pojęcie o co chodzi. Co za osły! Zirytowany przewróciłem oczami.
- Zaśpiewam wam. - uśmiechnąłem się promieniście siląc się na spokój i odrzuciłem włosy.
- Grzywka ci się nie układa... - wymamrotał Adler.
Zbladłem. Jak mogłem zapomnieć, żeby poprawić uczesanie... Przecież przez to szukanie kartki musiałem się nieźle potargać. Zasłoniłem szybko swoją idealną buźkę i poszedłem do najbliższego lusterka. Pogapiłem się chwilę na swoje odbicie ale wszystko było w porządku. Ten palant znów robi sobie ze mnie żarty! Wzburzyłem się.
- Stevenie Adlerze, ty cholero! – ryknąłem gniewnie.
Tupnąłem na niego nogą i wydąłem usta.
-Chcesz zepsuć MÓJ wizerunek? Bezczelny żartowniś! - rzuciłem w niego poduszką i obrażony odwróciłem się.
Spojrzałem na Izzyego. Zapadło niezręczne milczenie. Wszyscy wpatrywali się we mnie i chyba pierwszy raz nie wiedziałem co powiedzieć . przez tego dupka Stevenka oczywiście. Jak on mi działa na nerwy tymi swoimi nieśmiesznymi żarcikami.
- Zagraj to jeszcze raz.- postanowiłem powrócić do swojego popisu.
Stradlin posłusznie wykonał moje polecenie. Zacząłem śpiewać. Wstępnie nazwałem to z Izzym Don’t Cry. Napisaliśmy to jeszcze przed Appetitem, ale uznaliśmy, że klimatem nie pasuje do piosenek typu My Michelle, albo Rocket Queen. Nawet Slash złapał za gitarę i zaczął coś tworzyć. To wszystko pasowało do siebie. Coś mi się wydaje, że na naszych oczach powstaje zajebista, przesłodzona rockowa ballada, która zapisze się w historii… Axl, ty narcyzie – zganiłem się w myślach - chociaż… mi to nie przeszkadza. – dodałem.
hah zajebiste lama-menadżer, rockowe mrówki, no i oczywiście Axl
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział tylko biedny, smutny Izzy, nie lubię tej jego byłej panienki
czekam do kolejnego piątku i weny życzę
Boskie ! Menadżer-lama padałam.... achh ten Duff. Szkoda, że Izzy się rozstał, ale czy on nie ma mieć coś wspólnego z siostrą Axla? Hmmm... takie zastanowienia. Ogólnie zajebiście!
OdpowiedzUsuńI znowu- przeczytałam wczoraj, ale internetu wystarczyło tylko na otwarcie strony, o komentarzu nie ma mowy.
OdpowiedzUsuńPrzemyślenia Duffcia są. .. ciekawe. XD
Axl jak dla mnie jest może trochę zbyt bardzo przerysowany. Takie wrażenie odniosłam.
No i czuję, że coś się świeci między Stradlinem a panną McKagan. Hmm? |D
Dużo weny życzę! :3
Kurde, czytałam to i po prostu nie mogłam przestać śmiać się z Duffa. Taka nieogarnięta, słodka żyrafa! Jak tu go nie kochać? No, nie da się, w końcu to McKagan z tym swoim urokiem osobistym. A menadżer-lama rządzi i tyle. Ja tam jestem pewna, że on na serio jest lamą... Nie wiem, jak inni mogli tego nie zauważyć. Ślepi są i tyle. Tylko my z Duffem znamy prawdę. XD
OdpowiedzUsuńA potem tak troszeczkę przygnębiająco się zrobiło... Izzy'ego rzuciła dziewczyna i to dla jakiegoś francuza. Kurwa, mam jakieś obrzydzenie do Francji i to wina tego cholernego francuskiego. Nienawidzę tego języka i tyle! I nie polubię nigdy... Ale odeszłam od tematu. Jak ona mogła go rzucić dla takiej osoby? Przecież to Stradlin! Jak tu go nie kochać? On jest nawet bardziej uroczy od McKagana (bez obrazy Duff, przecież wiesz, że Cie kocham. XD). Nie rozumiem kobiet... XD
I co ja mogę powiedzieć? Komentarz jest marny, ale Wasz rozdział cudowny!
Weny!
Jestem, juz jestem!
OdpowiedzUsuńWybaczcie opóźnienie, no ale mój Fenderek...wrócił wczoraj! Także wczoraj była impreza, bo byłam sama w domu, imprezowałam z moim Fenderkiem, hehe. xD
WCALE NIE DOSTAJĘ CHOLERY XDDDD PO PROSTU FAJNIE, ZAJEBIŚCIE! PO PRZECIEŻ IZZY POZNA NOWĄ DZIEWCZYNĘ, KTÓRĄ BĘDĘ JA! TAAAAK, TO WSZYSTKO MI NA RĘKĘ, BO IZZY NA BAAANK POZNA NOWĄ DZIEWCZYNĘ I TO BĘDĘ JA! :3
A tak poważnie to smutny Izzy to smutna ja. Ja już go dostatecznie skrzywdziłam u siebie, więc teraz będzie ciągle szczęśliwy, ale dopiero po akcji z Perrym, bo Rozdział 60 który może dzisiaj opublikuję jest po prostu...zresztą same zobaczycie.
Ehhh Duffie, ty i Twój świat lam. heheh, w sumie wcale nie jestem lepsza, bo za moją szkołą jest Magiczna Łąka po której Biegają Daniele. xD Bo za moją budą gościu ma hodowlę danieli i kiedyś mu spieprzyły, a my miałyśmy wf na boisku przy łące i tak biegały sobie tam. xD
Mój biedny Izzy, jak ja go bardzo kocham! Taaaaa;;;Duff i pocieszanie, tylko "Izzy Izzy Izzy" xD Ale przecież on pozna Mnie, prawda? I będzie szczęśliwy <3 <3
Taaaaak, żelazna zasada gitarzysty: "Jesteś smutny, napij się i stwórz coś pięknego!" <3
AXL, KURWO IDĘ CIĘ ZAJEBAĆ!
CO TO MIAŁO ZNACZYĆ: "Smutny Izzy to szczęśliwy Axl" TY OBSRANA WIEWIÓRZA DUPO (cytat z mojego Rozdziału 59) ! TY TO POWINIENEŚ JAKO PRZYJACIEL GO KURWA POCIESZAĆ! BO Z TEGO WYCHODZI, ŻE ŻEBYŚ BYŁ SZCZĘŚLIWY TO IZZY MUSI MIEĆ DOŁA, AAAAAAAA!
HAHAAHAHHHAH, PIONA ADLER<3
Don't Cry...zdecydowanie mój ulubiony utwór Gunsów. Po nim jest November Rain, chociaż solówka November Rain jest bardziej mistrzowska niż w Don't Cry to i tak bardziej kocham Don't Cry. Po prostu jakoś tak...może to dziwnie zabrzmiało, bo oba utwory dorównują sobie, a nie znam słów na wyrażenie uczuć jak słucham jednej czy drugiej...Może mam zamiłowania do Don't Cry bo to tak serio napisal Izzy. <3
Wszystkim się wydaje, że jak ja jestem Estranged to najbardziej lubię utwór Estranged...ale nie, kuźwa. Ta mi się w ogole nie podoba, szczerze powiedziawszy, ale głównie piszę o Gunsach, a trochę dziwnie by było- bloggerka Don'tCry...a może sobie zmienię? xD
Tak, to jest ballada która zapisała się w historii...
Weny! <3
Kocham cię za to opowiadanie, za Patricka, pierwszego na świecie lamę-menadżera, za lekko nieporadnego Duffa, za jego siostrę, która pewnie będzie z Izzy'm, ja to czuję, no i za wkurzającego narcysycznego Axla, który zachowuje się jak gimbus i cały czas poprawia swoją grzywkę XDDD A tej dziwce, co rzuciła mojego izzy'ego przypierdol tak, że będzie wyglądać jak patelnia, bo Izzy przez nią cierpi, a jak Izzy cierpi, to wszyscy są smutni. Oprócz Axla, który jest pieprzonym egoistą. W każdym razie dużo weny! :D
OdpowiedzUsuń