1/24/2015

info

cholera nie tak miało być.
należą Wam sie wyjaśnienia. wiem, że wszyscy są teraz mega wkurwieni na mnie. nie dziwie sie, bo ja sama na siebie też.
do rzeczy kurwa...
uh ciężko mi o tym mówić "publicznie", ale potraktuję to jako super nowoczesną terapię.
załamałam sie psychicznie. biore piguły od psychiatry i unikam psychiatryka. to nie tak, że sie teraz użalam nad sobą. uznałam, że skoro kilku osobą namieszałam w głowach, to ze względu na szacunek do Ciebie czytelniku oraz do Was komentatorzy powinnam powiedzieć prawde.
za każdą rzecz za jaką się wezmę od razu ją odpuszczam i bum dzieje się tak jak z moimi dwoma blogami.
miałam zajebisty plan, żeby pisać, dawać komuś frajdę, wydać książkę... ale wszystko diabli wzięli i nawet nie chce mi się z łóżka wstać. przepraszam.
p r z e p r a s z a m
nie wiem, może to i zły pomysł, ale dodam adres do mojego "blogo-pamiętnika". to chyba powinno jaśniej wyjaśnić o co mi chodzi. dawno tam nie pisałam, bo oczywiście straciłam zapał, ale wróce di tego. to mnie w pewnym sensie wyzwala. 
blogo-pamiętnik Gunsowej
dziękuję za przeczytanie,
Gunsowa/Matrix/Mad

REEDIT
do blogów, które czytam
piszecie świetnie i nie poddawajcie się w tym co robicie. spełniajcie swoje marzenia, bądźcie sobą. ja wciąż to wszystko czytam! tylko po cichu. uwielbiam Was i dziękuję za wszystko. jesteście niesamowici. wszyscy, bez wyjątku.
to by było na tyle,
do widzenia.

10/31/2014

Rozdział 3: Uroki związku i braterska troska

Miałam skomentować blogi… Ale miałam w chuj nauki (ostatnia klasa, nie da się obijać x.x), więc teraz wszystko już na pewno zrobię Wybaczycie? /Gunsowa

*perspektywa Stevena*
-----------------------------------------
Pająki... Wszędzie te paskudne pająki. Obłażą mnie ze wszystkich stron. Głupi Izzy! Nie przypilnował swoich zwierzątek a teraz ja cierpię... Nikt nie chce mi pomóc. Nikt mnie nie słyszy. A one mnie zżerają. Ratunku!
- Stevenkuu... - ze strasznego snu obudziło mnie szczebiotanie Lizzy.
Miałem przyspieszony oddech i byłem zlany zimnym potem. Nie wiedziałem co się dzieje i czy ten sen był na pewno tylko snem.
- Lizzy skarbie... - mocno przytuliłem moją dziewczynę.
Tylko się skrzywiła i mnie odepchnęła.
- O co chodzi? - spytałem i spojrzałem na nią nie rozumiejąc jej zachowania.
- Jak to nie wiesz?! Cały czas mnie ignorujesz!- zawołała i uderzyła mnie w twarz.
Au! Złapałem się za piekący policzek. - Jesteś taki egoistyczny! Śpisz i nawet nie zdajesz sobie sprawy, że ja cię potrzebuję! Masz mnie po prostu w dupie... - głos jej się załamał i zaczęła pochlipywać.
Naszły mnie wyrzuty sumienia. Nie chciałem żeby przeze mnie płakała.
- Lizzy... Ja przepraszam... - wymamrotałem niepewnie.
Spojrzała na mnie rozgniewana.
- Tylko tyle? Może byś mi to jakoś wynagrodził? - powiedziała z pretensją i zmrużyła oczy.
- Kupie ci nowe buty. Co ty na to kochanie? - uśmiechnąłem się do niej.
Od razu się rozpromieniła. Sprawianie innym prezentów nie jest złe, a skoro przy tym moja Lizzy się cieszy to dlaczego by nie? Zbliżyłem się do niej, aby ją pocałować, jednak ta wydęła usta i odsunęła się.
- Co znowu nie tak? – zapytałem speszony jej reakcją.
- Śmierdzi ci z japy. – syknęła i wstała z łóżka.
Kobiety… Nigdy ich nie rozumiem. Tęsknym wzrokiem spojrzałem na pośladki Lizzy które po chwili zniknęły za wysuwanymi drzwiami naszego mini pokoiku. Przeciągnąłem się i na wszelki wypadek sprawdziłem czy nigdzie nie ma tych paskudnych pająków. Z naszego salonu (?) dobiegły mnie jakieś wrzaski. Awantura? Nie może mnie tam zabraknąć! Narzuciłem portki na tyłek i jakąś koszulkę, która była pod ręką. Wyszedłem z pokoju, aby sprawdzić co się dzieje. To Duff i Patrick. Reszta zespołu też ciekawa co się dzieje uważnie obserwowała całą sytuację. Brakowało tylko Izzyego.
- CZY TY NAPRAWDĘ MYŚLISZ, ŻE JESTEM LAMĄ? – krzyczał nasz menadżer machając McKaganowi jakimiś kartkami przed twarzą.
- Wszystko na to wskazuje… - odparł blondyn ocierając twarz ze śliny swojego rozmówcy.
O co chodzi z tą lamą? Coś mnie ominęło? Będę musiał się dowiedzieć, bo sądząc po Axlu, który zaczął tarzać się ze śmiechu, było to coś zabawnego.
- Ty się powinieneś leczyć na mózg! – warknął Patrick i cisnął kartkami o podłogę.
- Moja ankieta… - jęknął pod nosem basista i zaczął zbierać papiery.
Posłałem pytające spojrzenie na Slasha, jednak tylko wzruszył ramionami i odpalił papierosa. W tym czasie Patrick poszedł do kierowcy, aby się od nas odizolować. Do głównego pomieszczenia wkroczył Adrian. Chwilę wgapiał się w Susan, która właśnie cała rozczochrana wyszła ze swojej sypialni, jednak po chwili wrócił mu rozsądek.
- Za godzinę zatrzymamy się w hotelu. – zaczął mówić starając się nie zerkać na Duffiastą – Na czym to ja skończyłem… A, odpoczniecie i następnego dnia wieczorem gracie koncert. Szczegóły omówimy później.
Kierownik trasy jeszcze raz spojrzał na brunetkę i udał się tam, gdzie jego przyjaciel.

W HOTELU

-----------------------------------------
*perspektywa Susan*
------------------------------------------
Adrian razem z Patrickiem zorganizował zebranie dla całej ekipie pomagającej przy trasie i koncertach. Wyznaczył każdemu z nas poszczególne zadania jakie mamy zrobić przed jutrzejszym występem. Mi akurat nie trafiło się dużo roboty. Wystarczy tylko, że razem z Carrie (moją przełożoną) przyszykujemy stroje dla Axla, Duffa i Stevena. Reszta chłopaków uznała, że wystąpią w tym co sami sobie wybiorą, a my mamy tylko skontrolować czy nie jest to coś co według menadżera jest niestosowne. Wychodząc z sali konferencyjnej, gdzie było zebranie, natknęłam się na mojego brata. Szedł jak zwykle z głową w chmurach i wlazł we mnie. Auć…
- O, młoda. – spojrzał na mnie – Wszystko w porządku?
Nie ukrywam, że zdziwiło mnie to pytanie.
- No… Ta. Trochę mnie poturbowałeś, ale nic mi nie jest. – odpowiedziałam wzruszając ramionami.
- Nie o to pytam. – przewrócił oczyma – Mam na myśli Adriana. Dziwnie na ciebie patrzy… Nie zmusza cię do niczego?
O co mu do cholery chodzi? Kierownik trasy dziwnie na mnie patrzy? Nic nie zauważyłam. Pewnie mu już całkiem od tego syfu w głowie się poprzewracało. Lepiej, żeby nie wspominać mamie jak zabija czas jej synek w wolnych chwilach od koncertowania… Mi też by się oberwało, że go nie pilnuje.
- Jest w porządku. – odpowiedziałam patrząc mu w oczy.
- To super. – wyszczerzył zęby i poczochrał mi włosy – Idziesz z nami na basen? Saul wyrywa panienki swoim tekścikiem. Dobra zabawa.
I tak nie miałam nic lepszego do roboty, więc poszłam za nim. W głowie jednak wciąż siedziała mi myśl Adriana. Przecież to stary, łysy dziad. Co on ma do mnie? Może jednak Michael ma rację i on rzeczywiście się na mnie patrzy. Jednak wolałabym, aby to były tylko jego urojenia…
Prawie całe Guns N’ Roses (brakowało Izzyego) leżało rozwalone na leżakach przy basenie. Steven razem z Lizzy o czymś rozmawiali popijając kolorowe drinki, Slash kręcił się przy jakichś dziewczynach, a Axl opalał.
- Idę do mojego Pudla. – powiedział Duff klepiąc mnie w ramię i dołączył do Saula.
Nie wiedząc co robić, skierowałam się w stronę Axla.
- Można? – zapytałam wskazując na wolny leżak obok jego.
Otworzył jedno zielone oko, a po chwili usiadł wyprostowany z uśmiechem na twarzy.
- Duffiasta! – wyszczerzył zęby – U mnie zawsze jesteś mile widziana. Siadaj. Chcesz drinka?
- Brat nie pozwala mi pic. – odpowiedziałam.
Rose rozejrzał się po okolicy i przeczesał włosy palcami.
- Jak widzisz, jest zajęty. – wskazał na blondyna – Może jednak dasz się namówić na jednego?
Po chwili zastanowienia pokiwałam twierdząco głową. Nie jestem dzieckiem, aby o mnie decydował, tym bardziej, że jestem już pełnoletnia. Wokalista kiwnął do kelnerki, a ta po chwili przyniosła dwa kolorowe napoje z mini parasoleczkami i owocami wbitymi na wykałaczki.
- Twoje zdrówko. – uśmiechnął się uroczo i pociągnął łyk.
Zrobiłam to samo. Wokalista odłożył drinka na stoliczek obok i wziął z niego jakieś czasopismo.
- Wcześniej oglądałem ciuchy w tym magazynie, ale nie wiem co zamówić. Pomożesz mi wybrać? – zapytał patrząc mi w oczy.
- Jasne. – uśmiechnęłam się zachęcająco.
Wokalista zaczął otwierać magazyn.
- Chyba wygodniej będzie jak usiądziesz przy mnie. – stwierdził i rozłożył się na leżaku robiąc mi miejsce.
Położyłam się przy jego boku, innej opcji nie miałam.
- Ładne masz perfumy. – stwierdziłam po chwili.
Chłopak się uśmiechnął, upił kilka łyków drinka i zaczął pokazywać mi gazetę. Kiedy skończył położył swoją rękę na moim ramieniu obejmując mnie. Chyba zaczynał działać na mnie jego urok osobisty… Oparłam głowę o niego i przymknęłam oczy. Jego wargi delikatnie musnęły moje usta. [a reszta w nowym rozdziale, żeby było fajnie hehehe przyp. tł. wrednej Gunsowej].

10/24/2014

Rozdział 2: Powiem miłości i lamy ciąg dalszy

Ok, znowu przedmowa (?). Wybaczcie, że tak poźno, ale po wklejeniu tekstu do bloggera on zamienił się w paski. Trzeba było naprawiać ;-; Po drugie to przepraszam, że na tygodniu nie komentuje blogów, ale mam tak nasrane z nauka, że żyć się nie da (i to dosłownie). Ah, dziś tak krótko, bo jakoś tak wyszło ;-; poprawimy się :)

-----------------------------------------
*perspektywa Slasha*
 -----------------------------------------
 Znudzony tłuczeniem w kółko tej nowej piosenki, którą wmyślił Axl i Izzy poszedłem do kibelka za potrzebą. Uh… co za ulga. Chwila, stoimy? Dlaczego nie jedziemy? Pośpiesznie zapinając rozporek wyleciałem z toalety.
- Przerwa na obiad! – ryknął Patrick i wyszedł z autokaru.
Staliśmy na jakimś pustym parkingu, a obok była restauracja. Obok parkował bus technicznych. Wszyscy po kolei wysypaliśmy się na zewnątrz z naszego jeżdżącego domu.
- Restauracje zarezerwowaliśmy na 15. – zaczął Adrian – Jesteśmy trochę wcześniej więc macie chwilę dla siebie. Rozejść się. – zarządził.
Wynajęli nam restaurację? Ale czad! Mamy godzinę wolnego! Może w okolicy są jakieś dziewoje…
- Duff! – krzyknąłem do basisty, który stał dwa kroki ode mnie.
- Czego się drzesz? – zapytał odwracając się.
- Ty już wiesz. – zacząłem z cwaniackim uśmieszkiem – Idziemy na rekonesans.
Blondyn roześmiał się i pokręcił głową. Uwielbia małe wyprawy ze mną! Zawsze kończą się pomyślnie. To chyba przez mój urok osobisty. No bo, kto się oprze takiemu uroczemu mulatowi? McKagan wbiegł na chwilę do autokaru i wrócił z butelką tequili.
- To na rozgrzewkę. – puścił mi oczko i upił spory łyk.
Przeciągnąłem się i wziąłem od niego butelkę. Jak za starych dobrych czasów… Mamy tylko godzinę, trzeba się pośpieszyć. Ruszyliśmy w kierunku stacji benzynowej, która była po drugiej stronie ulicy. Weszliśmy do środka. Za ladą stała całkiem ładna cizia.
- Jest moja – mruknąłem i ruszyłem w jej kierunku.
Koślawo oparłem się o ladę [w rzeczywistości Slashuś prawie się wyjebał na ryj przez ilość tequili jaką wytynkował wraz z Duffem przyp. tł.] i zrobiłem mój uroczy uśmiech.
[a teraz drodzy czytelnicy, wyobraźcie sobie jego bełkot i minę tej dziewczyny przyp. tł.]
- H-hej mała… - oderwałem oczy od jej dekoltu – Chce-esz zooaczyć mohego wensza?
Dziewczyna spojrzała niepewnie najpierw na mnie, później na Duffa.
- Ja… ja wezwę policje… - pisnęła przestraszona.
O co jej chodzi? Chyba dzisiejsza wyprawa nie skończy się dobrze… Zanim spostrzegłem, McKagan przełożył moje ramię przez swój bark i zaczął mnie targać w stronę drzwi. Swoją drogą było to dość trudne i musiałem podskakiwać, ponieważ jest cholerną Żyrafą.
- Sorry… - mruknął do dziewczyny i wyszedł ze mną na zewnątrz.
Przecież ja nie jestem pijany. Prosto chodzę, normalnie mówię, tylko ta laska… Ona jest jakaś drętwa. Zostałem zataszczony przez McKagana pod restaurację. Posadził mnie pod drzwiami, pokręcił głową i odszedł. Później chyba przysnąłem.
-----------------------------------------
*perspektywa Duffa*
-----------------------------------------
Ale on ma słabą głowę. Wcześniej taką buteleczkę obalaliśmy na spokojnie. Teraz zostałem sam i mi się nudzi… Steven mizdrzy się ze swoja panienką, Axl wciąż katuje Izzyego wyjąc mu tę piosenkę, a Susan gdzieś się zapodziała. Zacząłem krążyć wokół autokarów. Powróciły moje przemyślenia na temat Patricka. Ciekawe czy tylko ja tak uważam. Chwila… Co się robi, aby zbadać czyjąś opinię? Myśl Duff, myśl… Idzie się spać? No chyba mnie już do reszty pojebało… ANKIETA! Wleciałem do naszego busa i zacząłem przetrząsać wszystko w poszukiwaniu kartek i czegoś do pisania. Sprawdziłem nasze pokoje, ale nic. W końcu zajrzałem do mini gabinetu Patricka i Adriana. Stało w nim biurko. Zajrzałem do szuflady. Było w niej trochę robionego na zamówienie papieru listownego Patricka. Chyba się nie obrazi, jeżeli wezmę sobie kilka arkuszy. Na blacie leżało złote pióro. Koślawymi literami zacząłem wypisywać „ CZY UWAŻASZ, ŻE PATRICK DIXON JEST LAMĄ?”. Pod spodem narysowałem kwadraciki do zaznaczenia odpowiedzi „tak” i „nie” oraz „po obiedzie odnieść do Duffa McKagana”. Jeszcze tylko parenaście kopii i gotowe. Przy przedostatniej kartce stalówka w piórze Patricka „rozjechała się” na pół i zrobił się duży kleks. Nie dało się już tym pisać. Za mocno przyciskałem? - Dziadostwo… - mruknąłem sam do siebie. Wziąłem kartki i pomaszerowałem do restauracji. Akurat zbliżała się 15, więc wszyscy siedzieli przy stołach. Rozdałem moją ankietę i usiadłem z resztą zespołu. Slash już nieco otrzeźwiał i z ochotą sączył wino podane do obiadu. Alkoholik nam się tu robi
-----------------------------------------
*perspektywa Axla*
------------------------------------------
Kilka godzin dopracowywania tej nowej piosenki. Powoli zaczynałem się nudzić. Przerwałem śpiewanie w połowie zwrotki.
- Stradlin... -  powiedziałem znudzonym głosem i położyłem się na łóżku.
Ładny sufit. Wgapiłem się w niego i zamyśliłem. Wszystko było takie ciekawe... Moja przyszłość i osiągnięcia. Ahh... Napiszę o tym kiedyś książkę. Może jakiś znany reżyser nakręci o mnie film… Chyba się troszkę rozmarzyłem, ale byłem ciekaw jak to wszystko potoczy się dalej.
- Axl? Axl do cholery mówię do ciebie! - zirytowany głos Izzyego przerwał moje rozmyślanie.
Rzuciłem mu moje gniewne spojrzenie. Przerwał mi tak cudowne wizje! Już zaczynałem sobie wyobrażać jak odbieram wszystkie nagrody, udzielam wywiady, a ten się wcina w takim momencie!
- Nie patrz tak tylko mów co chciałeś. – powiedział już opanowanym tonem.
Wyglądał tak jakby miał mnie dość. Jak można mieć mnie dość. Rozumiem niedosyt, ale znużenie?
- Chcę wyjść. I głodny jestem? Chyba czas na obiad… Mogłeś się domyślić. - odpowiedziałem mu i wstałem do lustra poprawić włosy.
- Axl... Wkurwiasz. Pośpiesz się. – odezwał się po dłuższej chwili gitarzysta.
Przez to zerwanie zrobił się jakiś drażliwy. Czas mu znaleźć jakąś panienkę. Pogadam o tym z Kuffem. On zawsze jakąś sobie znajdzie, więc mógłby udzielić paru rad Izzyemu.
- Zaraz. - odpowiedziałem cicho zajęty układaniem niesfornej grzywki.
Nie znosiłem kiedy ktoś miał do mnie pretensje. Poczułem się urażony, jednak uznałem, że nic nie będę mówił. Trochę go jednak rozumiem. Może wieczorem będzie bardziej rozmowniejszy.
- Gdzie reszta? Sami idziemy? - zapytałem go kiedy wyszliśmy z pokoju.
- Idziemy na jedzonko? - nagle pojawił się pudlowy łeb wyszczerzonego Adlera.
- Mhm...- wymamrotałem.
Steven to dobry przyjaciel. Jednak jest wkurwiający… Uwielbiam go i jest jak mój brat, ale to nie zmienia faktu, że to nadal sarkastyczny dupek.
- Nie cieszysz się? - zaśmiał się i zawołał Lizzy.
Dziewczyna wyszła wystrojona z pokoju z papierosem w ustach. Adler poklepał ją po tyłku i poszliśmy do zarezerwowanej restauracji. Usiedliśmy gdzieś w kącie. Izzy polazł po wódkę, a ja zostałem z Adlerem i Lizzy. Blondynka siedziała na kolanach Pudla i idiotycznie chichotała, a Steven zadowolony trzymał ryj w jej cyckach. Bleh. Odwróciłem od nich wzrok. Jeszcze nie spotkałem żadnej dziewczyny, która spełniałaby moje wymagania. Potrzebowałem czegoś więcej niż tylko cycków. Ona... Ona musi być mądra. Będzie pasować do mnie idealnie. Chyba powinienem coś z tym zrobić. Zabrałem ze stołu butelkę i podzieliłem się z przyjacielem.. Idealne na samotne serce. Zacząłem rozmawiać z Izzym. Mówił coś o swojej byłej. Przez to zacząłem jeszcze bardziej dołować się faktem, że potrzebuję jakiejś ułożonej dziewczyny. Udawałem, że go słucham i co jakiś czas przytakiwałem. Po jakimś czasie do restauracji przypałętali się Slash i Duff. Już wcześniej musieli sporo wytynkować, bo ledwo co stali na nogach.
- Hej moi przyjaciele! - Slash obrzucił nas pijanym spojrzeniem, a potem oparł na stole rozlewając alkohol.
- Hudson kurwa! - Duff zrzucił go z blatu i wziął butelkę z resztkami. - Moje!- wykrzyknął i zaczął sobie polewać.
Już widziałem jak zaraz razem z Saulem będzie leżał pod stołem nieprzytomny. Wszyscy byli już podpici. Znów zaczynałem się nudzić. Izzy gdzieś zniknął, a Adler wciąż grzebał w biuście tej dziwki. Beznadziejne towarzystwo. Chyba najlepiej będzie gdy teraz wyjdę nie zauważony i znajdę osobę na moim poziomie. Odstawiłem butelkę z alkoholem. Nie miałem ochoty dłużej pić. Jeść też mi się odechciało. Głównie przez widok macającego się Adlera i Lizzy oraz chlewu jaki zrobił Hudson. Wszedłem do naszego busa. W jego centralnej części na kanapie leżała Duffiasta i czytała jakąś książkę. Nawet nie zauważyłem jaka jest ładna…
- Nie jesz ze wszystkimi? – zapytałem podchodząc bliżej.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i obdarzyła mnie spojrzeniem. Ma oczy podobne do McKagana. Ale ładniejsze…
- Nie mam ochoty. – uśmiechnęła się – A ty?
- Jakoś też tak. – stwierdziłem drapiąc się po głowie.
Nastąpiło milczenie. Trochę dziwnie tak.
- Poczytasz mi? – zapytałem.
Brunetka posłała mi pytające spojrzenie, jednak po chwili gestem wskazała, abym usiadł obok niej. Ułożyłem głowę na jej udzie, a ona na głos zaczęła czytać mi jakąś książkę.

10/17/2014

Rozdział 1: Z lamą przez Stany

Ok, zanim zaczniemy to...
Estranged, ja wiem, że przy tym rozdziale dostaniesz cholery. Wybacz... Ale my Ci to wynagrodzimy! :D (hihihi)
A tak po za tym...
Świruje mi blogger i jak sprawdzałam na podglądzie to tekst z myślnikami (perspektywa) jest granatowy. Postaram się to poprawić na komórce, ale dla jasności: pierwszy jest Duffy, potem Stradlin i Axl.
Ktoś chce dedyka? :) miłego czytania.

*perspektywa Duffa*
-----------------------------------------
„Mhm… tak, tak, tak… oczywiście… jeszcze tylko pójdę odcedzić kartofelki i jedziemy”- w myślach przedrzeźniałem Patricka. To spoko gość, ale się rządzi…
- McKagan słuchasz mnie?! – ryknął mi prosto w twarz.
- Jasne, jasne… - pokiwałem głową ocierając twarz.
Kiedy Patrick się wydziera wszędzie pluje… Jak lama. Zaraz… A jeśli on jest lamą? Ale lama nie mogłaby być najlepszym menadżerem w L.A. A jeśli Patrick to taka pierwsza lama-menadżer? Ale czad! Nawet Metallica nie ma własnej lamy! Tylko… czym my go mamy karmić? Nigdy nie hodowałem lam…
- Skup się. – machnął mi ręką przed oczyma - Powtarzam: macie się zachowywać jak cywilizowani ludzie. – powiedział wkurwionym, ale opanowanym tonem.
Potem znowu coś zaczął nam gadać, ale moją uwagę przykuł samochodzik z lodziarni. Ten taki bajerancki z muzyczką i w ogóle. Ooo, ale bym sobie zjadł jakiegoś czekoladowego rożka…
- Niee! No ten jest znowu w innym świecie… - powiedział załamany Patrick obsypując mnie jakimiś papierami, które trzymał.
Posłałem mu pytające spojrzenie, tylko, że Patrick jak to miał w zwyczaju zaczął nie zwracać na nas uwagi. Chyba w ten sposób chce nas ukarać. Na marginesie to raczej dla nas jest to nagrodą.
- Dave, weź sprawdź czy wszyscy są. – rzucił do technicznego, który stał w pobliżu i siłował się z jakimiś kablami.
- Adams?
- Jestem.
- Adler?
- Tu!
[sryliard nazwisk później]
- Stradlin?
- Stradlin? – techniczny powtórzył nazwisko rytmicznego.
Cisza. Gdzie on jest?
- Poszukam go. – zgłosiłem się na ochotnika.
Ruszyłem w stronę domu. Po drodze minąłem moją siostrę z garderobianą. Szykowały jakieś szmatki. Młoda załapała fuchę i jedzie z nami. Nasza willa to teraz jedno wielkie pobojowisko. Wszędzie pałętają się techniczni i inni ludzie związani z trasą, dookoła są rupiecie, przed domem stoją 2 wielkie autokary – jeden z wymalowanymi naszymi gębami super wypasiony dla nas, Patricka i kierownika trasy, a drugi „cichociemny” dla reszty technicznych. Przepchnąłem jakiś wielki wór zagradzający wejście do pokoju Izzyego i wszedłem do środka. Gitarzysta leżał na plecha na swoim łóżku wpatrując się pustym wzrokiem w sufit. Obok leżała jakaś kolorowa gazeta, a ze stolika nocnego zwisała słuchawka telefonu, z której wydobywał się głuchy sygnał wolnej linii. Odchrząknąłem.
- Izzy wszyscy czekają… - odezwałem się.
Cisza. Co mu jest? Usiadłem obok niego. Z ciekawości wziąłem kolorowe pisemko, które dopiero teraz zauważyłem, że jest rozdarte. Na okładce była… narzeczona Stradlina obściskująca się z jakimś facetem… I ten nagłówek: „GORĄCY ROMANS NARZECZONEJ GWIAZDY ROCKA. CZY TO KONIEC ZWIĄZKU?”.
- Dzwoniła… - szepnął gitarzysta.
Nie wiedziałem co powiedzieć. On chyba naprawdę ją kochał.
- Odeszła ode mnie… - kontynuował łamiącym się głosem – Powiedziała, że ten związek nie ma sensu, że ma jakiegoś Francuza, że ja jej nie wystarczam, że jestem pieprzonym narkomanem…
- Izzy… - odezwałem się tonem pełnym współczucia.
Tylko na tyle stać cię McKagan?! Świetnie umiesz pocieszać przyjaciół! Nie ma co.
Brunet usiadł pocierając twarz otwartymi dłońmi. Wziął głęboki wdech i wyjrzał za okno. Chwilę myślał nad czymś. Poznałem to po jego wyrazie twarzy.
- Przeproś ode mnie chłopaków, Patricka, technicznych… Nie dam rady jechać. – powiedział cichutkim głosikiem i ukrył twarz w poduszkę, która leżała za jego plecami.
Zaraz… Izzy nie może zostać i rezygnować z kariery przez jakąś panienkę!
- Izzy! – zerwałem się na równe nogi – Co ty pleciesz?! Po co ciułałeś tu z Lafayette skoro teraz, gdy wszystko idzie ku mega sukcesowi się wycofujesz?! Bez gadania jedziesz!
Wetknąłem mu jego terrarium z pająkami w ręce i skierowałem go ku drzwiom, a sam chwyciłem za futerał z ulubioną gitarą rytmicznego i jakąś walizkę.
- Zepsuje wam tylko występy… - zaprotestował smutno.
- Nie gadaj głupot! – warknąłem siłując się z walizą wielkości stodoły – Jesteś częścią zespołu i pokarz tej pindzie, że masz ją gdzieś i świetnie się bawisz.
Po drodze na podjazd ktoś wziął ode mnie bagaż Stradlina. Podczas naszej nieobecności podjechała jakaś ciężarówka do której ładowali jakieś wzmacniacze i elementy sceny. Skąd to cholerstwo wzięło się w naszym domu? Specjalnie dla nas zaprojektowali leciutką, składaną scenę, którą możemy zabrać wszędzie. Tylko mam nadzieje, że będzie trochę większa niż ta, którą pokazywał nam Patrick w swoim biurze. Na tamtej mogłyby grać koncert jakieś rockowe mrówki. …chyba właśnie przyszedł mi pomysł czym mogę zajmować się podczas emerytury! Menadżer rockowych mrówek! To jest to!
- Jesteście! – krzyknął Patrick na nasz widok.
Załadowaliśmy się do autokaru. Pora ruszać!
-----------------------------------------
*perspektywa Izzyego*
-----------------------------------------
Trasa się rozpoczęła. Przed nami tyle koncertów. Szkoda tylko, że czuję się taki niepotrzebny. Duff powiedział, że to niedługo minie i poklepał mnie w ramię. Ale co on mógł wiedzieć. Jego interesują tylko naiwne panienki, albo prostytutki, a jak był w jakimś związku to i tak chodził na panienki. Nie oceniam go. Sam taki byłem tylko gdy poznałem Ją… Wszystko się zmieniło. Ja się chciałem zmienić. Dla Niej. Siedziałem w pustym pokoju gapiąc się na ścianę. Zostawiła mnie... Wciąż miałem nadzieję, że to nie tak, że ona wróci. Przecież sama mówiła... Otworzyłem mini barek i wyciągnąłem butelkę. Muszę się teraz napić. Może wtedy choć na chwilę przestanę zadręczać się myślami. Tylko na tyle mnie stać… Po kilku łykach złapałem za gitarę. Muzyka też zawsze mi pomagała. Lubiłem wyrażać swoje emocje grając. Wtedy… To tak jak bym był w innym świecie! Ciężki blues, rytmiczny rock, albo przesłodzony riff… Smutna, spokojna melodia... Idealnie pasująca do tego co przeżywałem. Przestałem zwracać uwagę na to co działo się wokół mnie. Rozpraszające piski Axla, śmiechy.
- Izzy?... - usłyszałem cichy, dziewczęcy głosik i zauważyłem zaglądającą do pokoju Susan. - Siedzisz cały dzień samotnie w pokoju...
Gdy to mówiła, w jej głosie dało się wyczuć zmartwienie. Po chwili jednak z lekką odrazą spojrzała na opróżnione butelki leżące obok mnie.
- Tak jakby nie mam nastroju. - wbiłem pusty wzrok w podłogę.
Spojrzała na mnie ze współczuciem i usiadła obok. Nie wiem po co zadaje sobie tyle trudu dla jakiegoś narkomana… Pewnie Patrick jej kazał.
- Może zagrasz mi coś? - delikatnie się uśmiechnęła.
To miłe, że próbowała mi poprawić nastrój. Była w tym lepsza niż jej brat. Chyba jednak przyszła tu z własnej woli. Nigdy nie miałem okazji lepiej jej poznać. Może teraz, w trasie się uda. Wcześniej była cały czas w Seattle i uczyła się. Widziałem ją chyba ze dwa razy w życiu.
- Jeśli chcesz to czemu by nie. – odprałem.
Zacząłem grać tą smętną melodię, którą wymyśliłem. Susan zaczęła się lekko kołysać w rytm. Chyba jej się spodobała. Kiedy skończyłem, ona wpatrywała się we mnie przez jakiś czas.
- Jeju Izzy… To było niesamowite! - wydusiła z siebie po chwili.
Spojrzałem na nią trochę niedowierzając.
- Poważnie?- spojrzałem w jej oczy.
- No jasne! - wykrzyknęła i poderwała się z podłogi - Chodź, musisz to pokazać reszcie. To jest świetne!
Widząc moją niechęć do opuszczenia tej nory podniosła gitarę i złapała mnie za rękę.
- Wstawaj. Nie będziesz tak tu siedział.- pociągnęła mnie w stronę drzwi.
No skoro tak jej zależy... Poszedłem z nią do reszty zespołu. Wszyscy siedzieli razem, na stołach stało jakieś żarcie, butelka wina dla wszystkich i butelka whisky dla Slasha. Rozmawiali, żartowali, mieli świetne humory. Pierwszy raz poczułem,że tu nie pasuję.
- Izzy wam coś zagra.- Duffiasta oświadczyła uroczyście.
Susan uśmiechnęła się do mnie i podała mi gitarę.
- No popisz się.- Axl ziewnął przeciąglę.
Znudzona panienka... W końcu zacząłem grać.
-----------------------------------------
*perspektywa Axla*
-----------------------------------------
To brzdąkanie Izzyego... Muszę przyznać, że nie było tak złe jak się spodziewałem. Bardzo dobrze, że ta lalunia zerwała te zaręczyny. Muzyka idealnie pasowała do słów, które kiedyś razem z nim napisałem. Smutny Izzy to szczęśliwy Axl... Zadowolony pobiegłem poszukać kartki z tekstem. Powinna być w moim wszędobylskim notesiku. Będą zachwyceni, gdy im zaśpiewam. Juz widziałem w wyobraźni ich poruszone, pełne podziwu twarze wpatrzone we mnie...
- Uwaga wszyscy! - wpadłem do pokoju i stanąłem na środku - Stradlin graj!
Brunet spojrzał na mnie zdziwiony, a reszta też nie zbyt miała pojęcie o co chodzi. Co za osły! Zirytowany przewróciłem oczami.
- Zaśpiewam wam. - uśmiechnąłem się promieniście siląc się na spokój i odrzuciłem włosy.
- Grzywka ci się nie układa... - wymamrotał Adler.
Zbladłem. Jak mogłem zapomnieć, żeby poprawić uczesanie... Przecież przez to szukanie kartki musiałem się nieźle potargać. Zasłoniłem szybko swoją idealną buźkę i poszedłem do najbliższego lusterka. Pogapiłem się chwilę na swoje odbicie ale wszystko było w porządku. Ten palant znów robi sobie ze mnie żarty! Wzburzyłem się.
- Stevenie Adlerze, ty cholero! – ryknąłem gniewnie.
Tupnąłem na niego nogą i wydąłem usta.
-Chcesz zepsuć MÓJ wizerunek? Bezczelny żartowniś! - rzuciłem w niego poduszką i obrażony odwróciłem się.
Spojrzałem na Izzyego. Zapadło niezręczne milczenie. Wszyscy wpatrywali się we mnie i chyba pierwszy raz nie wiedziałem co powiedzieć . przez tego dupka Stevenka oczywiście. Jak on mi działa na nerwy tymi swoimi nieśmiesznymi żarcikami.
- Zagraj to jeszcze raz.- postanowiłem powrócić do swojego popisu.
Stradlin posłusznie wykonał moje polecenie. Zacząłem śpiewać. Wstępnie nazwałem to z Izzym Don’t Cry. Napisaliśmy to jeszcze przed Appetitem, ale uznaliśmy, że klimatem nie pasuje do piosenek typu My Michelle, albo Rocket Queen. Nawet Slash złapał za gitarę i zaczął coś tworzyć. To wszystko pasowało do siebie. Coś mi się wydaje, że na naszych oczach powstaje zajebista, przesłodzona rockowa ballada, która zapisze się w historii… Axl, ty narcyzie – zganiłem się w myślach - chociaż… mi to nie przeszkadza. – dodałem.

10/11/2014

Prolog

*perspektywa Axla*
-------------------------------------------
Mhm… Coś mi tu piszczy. To chyba ja. Ah, jaki piękny sen….Podpisaliśmy kontrakt… Wydaliśmy płytę… Zajebistą kurwa płytę! Ruszyliśmy w trasę koncertową….
- Axl! – coś zapiszczało wyraźniej.
Otworzyłem moje piękne zielone oko.
- Hm? – mruknąłem.
Po tak pięknym śnie nie mógłbym się wściekać nawet na… jakim cudem Adler wlazł do mojej MOJEJ kurwa m o j e j sypialni?!
- Won Pudlu! – ryknąłem.
- A-ale… my już jedziemy… - zaczął się jąkać.
Jasno mu powiedziałem, że ma nie wchodzić do mojego pokoju. Zawsze robi tyle syfu i hałasu. Był przyzwyczajony, że zawsze czymś w niego rzucałem, więc dla własnego bezpieczeństwa cofnął się pod drzwi. I przy okazji potknął o walizkę…
- Zawsze musisz robić tyle zamieszania?! – wkurzyłem się.
Mój pokój to świętość. Ale… Co tu robi walizka? Steven przesunął walizkę i przeczołgał się pod drzwi masując piszczel.
- Strasznie twarde masz ubrania… - powiedział z grymasem.
- Po co.. – zacząłem mówić.
W połowie wypowiedzi, przerwały mi otwierające się drzwi, które walnęły Popcorna w głowę.
- To chyba żart! – zbulwersował się łapiąc za bolący łeb.
Zza drzwi wychylił się kudłaty łeb. Spojrzał w dół na obolałego Adlera.
- Sorry stary… - mruknął – Królewno możemy już jechać? – zwrócił się do mnie.
O co im wszystkim chodzi? Aż tak wczoraj zabalowałem?
- Co? – zapytałem zdziwiony.
Kudłaty Łeb miał mi już odpowiedzieć, ale coś wielkiego zaczęło go przepychać i runął jak długi na Stevena, a zaraz potem na niego runął Żyraf – Duff.
- Moja rączka… - coś (Adler) pisnęło spod spodu.
McKagan wstał, otrzepał swój idealnie brudny i śmierdzący T-shirt  jakby był to największy skarb i spojrzał na mnie z pretensją.
- Patrick ma wkurwia, że jeszcze nie jedziemy. Ruszcie swoje zacne pupcie i do wozu. – skrzywił się.
- Królewna niech wstanie najpierw… - mruknął Slash.
- Ale moja rączka… - piszczał Steven.
Tego było za wiele. Zaczęli się kłócić, a ja nadal nie wiedziałem gdzie jedziemy.
-CZY KTOŚ MOŻE MI KURWA POWIEDZIEĆ GDZIE JEDZIEMY?! – ryknąłem.
Umilkli.
- W TRASĘ KONCERTOWĄ DEBILU! – usłyszałem męski wrzask na korytarzu.
Chłopaki popatrzyli po sobie niepewnymi minami. Któryś bąknął pod nosem „no to pięknie…”. I wtedy sobie przypomniałem. Ten sen to… on nie był snem! A ten męski głos… cholera znowu mam opieprz od menadżera.

OGŁOSZENIA DUSZPASTERSKIE
  • Blog autorek niedokończonych opowiadań z klik
  • Posty będą publikowane regularnie w piątki w godzinach 20-21
MIŁEGO CZYTANIA :)
Autorki