Ok, znowu przedmowa (?). Wybaczcie, że tak poźno, ale po wklejeniu tekstu do bloggera on zamienił się w paski. Trzeba było naprawiać ;-; Po drugie to przepraszam, że na tygodniu nie komentuje blogów, ale mam tak nasrane z nauka, że żyć się nie da (i to dosłownie). Ah, dziś tak krótko, bo jakoś tak wyszło ;-; poprawimy się :)
-----------------------------------------
*perspektywa Slasha*
-----------------------------------------
Znudzony tłuczeniem w kółko tej nowej piosenki, którą wmyślił Axl i Izzy poszedłem do kibelka za potrzebą. Uh… co za ulga. Chwila, stoimy? Dlaczego nie jedziemy? Pośpiesznie zapinając rozporek wyleciałem z toalety.
- Przerwa na obiad! – ryknął Patrick i wyszedł z autokaru.
Staliśmy na jakimś pustym parkingu, a obok była restauracja. Obok parkował bus technicznych. Wszyscy po kolei wysypaliśmy się na zewnątrz z naszego jeżdżącego domu.
- Restauracje zarezerwowaliśmy na 15. – zaczął Adrian – Jesteśmy trochę wcześniej więc macie chwilę dla siebie. Rozejść się. – zarządził.
Wynajęli nam restaurację? Ale czad! Mamy godzinę wolnego! Może w okolicy są jakieś dziewoje…
- Duff! – krzyknąłem do basisty, który stał dwa kroki ode mnie.
- Czego się drzesz? – zapytał odwracając się.
- Ty już wiesz. – zacząłem z cwaniackim uśmieszkiem – Idziemy na rekonesans.
Blondyn roześmiał się i pokręcił głową. Uwielbia małe wyprawy ze mną! Zawsze kończą się pomyślnie. To chyba przez mój urok osobisty. No bo, kto się oprze takiemu uroczemu mulatowi? McKagan wbiegł na chwilę do autokaru i wrócił z butelką tequili.
- To na rozgrzewkę. – puścił mi oczko i upił spory łyk.
Przeciągnąłem się i wziąłem od niego butelkę. Jak za starych dobrych czasów… Mamy tylko godzinę, trzeba się pośpieszyć. Ruszyliśmy w kierunku stacji benzynowej, która była po drugiej stronie ulicy. Weszliśmy do środka. Za ladą stała całkiem ładna cizia.
- Jest moja – mruknąłem i ruszyłem w jej kierunku.
Koślawo oparłem się o ladę [w rzeczywistości Slashuś prawie się wyjebał na ryj przez ilość tequili jaką wytynkował wraz z Duffem przyp. tł.] i zrobiłem mój uroczy uśmiech.
[a teraz drodzy czytelnicy, wyobraźcie sobie jego bełkot i minę tej dziewczyny przyp. tł.]
- H-hej mała… - oderwałem oczy od jej dekoltu – Chce-esz zooaczyć mohego wensza?
Dziewczyna spojrzała niepewnie najpierw na mnie, później na Duffa.
- Ja… ja wezwę policje… - pisnęła przestraszona.
O co jej chodzi? Chyba dzisiejsza wyprawa nie skończy się dobrze… Zanim spostrzegłem, McKagan przełożył moje ramię przez swój bark i zaczął mnie targać w stronę drzwi. Swoją drogą było to dość trudne i musiałem podskakiwać, ponieważ jest cholerną Żyrafą.
- Sorry… - mruknął do dziewczyny i wyszedł ze mną na zewnątrz.
Przecież ja nie jestem pijany. Prosto chodzę, normalnie mówię, tylko ta laska… Ona jest jakaś drętwa. Zostałem zataszczony przez McKagana pod restaurację. Posadził mnie pod drzwiami, pokręcił głową i odszedł. Później chyba przysnąłem.
- Przerwa na obiad! – ryknął Patrick i wyszedł z autokaru.
Staliśmy na jakimś pustym parkingu, a obok była restauracja. Obok parkował bus technicznych. Wszyscy po kolei wysypaliśmy się na zewnątrz z naszego jeżdżącego domu.
- Restauracje zarezerwowaliśmy na 15. – zaczął Adrian – Jesteśmy trochę wcześniej więc macie chwilę dla siebie. Rozejść się. – zarządził.
Wynajęli nam restaurację? Ale czad! Mamy godzinę wolnego! Może w okolicy są jakieś dziewoje…
- Duff! – krzyknąłem do basisty, który stał dwa kroki ode mnie.
- Czego się drzesz? – zapytał odwracając się.
- Ty już wiesz. – zacząłem z cwaniackim uśmieszkiem – Idziemy na rekonesans.
Blondyn roześmiał się i pokręcił głową. Uwielbia małe wyprawy ze mną! Zawsze kończą się pomyślnie. To chyba przez mój urok osobisty. No bo, kto się oprze takiemu uroczemu mulatowi? McKagan wbiegł na chwilę do autokaru i wrócił z butelką tequili.
- To na rozgrzewkę. – puścił mi oczko i upił spory łyk.
Przeciągnąłem się i wziąłem od niego butelkę. Jak za starych dobrych czasów… Mamy tylko godzinę, trzeba się pośpieszyć. Ruszyliśmy w kierunku stacji benzynowej, która była po drugiej stronie ulicy. Weszliśmy do środka. Za ladą stała całkiem ładna cizia.
- Jest moja – mruknąłem i ruszyłem w jej kierunku.
Koślawo oparłem się o ladę [w rzeczywistości Slashuś prawie się wyjebał na ryj przez ilość tequili jaką wytynkował wraz z Duffem przyp. tł.] i zrobiłem mój uroczy uśmiech.
[a teraz drodzy czytelnicy, wyobraźcie sobie jego bełkot i minę tej dziewczyny przyp. tł.]
- H-hej mała… - oderwałem oczy od jej dekoltu – Chce-esz zooaczyć mohego wensza?
Dziewczyna spojrzała niepewnie najpierw na mnie, później na Duffa.
- Ja… ja wezwę policje… - pisnęła przestraszona.
O co jej chodzi? Chyba dzisiejsza wyprawa nie skończy się dobrze… Zanim spostrzegłem, McKagan przełożył moje ramię przez swój bark i zaczął mnie targać w stronę drzwi. Swoją drogą było to dość trudne i musiałem podskakiwać, ponieważ jest cholerną Żyrafą.
- Sorry… - mruknął do dziewczyny i wyszedł ze mną na zewnątrz.
Przecież ja nie jestem pijany. Prosto chodzę, normalnie mówię, tylko ta laska… Ona jest jakaś drętwa. Zostałem zataszczony przez McKagana pod restaurację. Posadził mnie pod drzwiami, pokręcił głową i odszedł. Później chyba przysnąłem.
-----------------------------------------
*perspektywa Duffa*
-----------------------------------------
Ale on ma słabą głowę. Wcześniej taką buteleczkę obalaliśmy na spokojnie. Teraz zostałem sam i mi się nudzi… Steven mizdrzy się ze swoja panienką, Axl wciąż katuje Izzyego wyjąc mu tę piosenkę, a Susan gdzieś się zapodziała. Zacząłem krążyć wokół autokarów. Powróciły moje przemyślenia na temat Patricka. Ciekawe czy tylko ja tak uważam. Chwila… Co się robi, aby zbadać czyjąś opinię? Myśl Duff, myśl… Idzie się spać? No chyba mnie już do reszty pojebało… ANKIETA! Wleciałem do naszego busa i zacząłem przetrząsać wszystko w poszukiwaniu kartek i czegoś do pisania. Sprawdziłem nasze pokoje, ale nic. W końcu zajrzałem do mini gabinetu Patricka i Adriana. Stało w nim biurko. Zajrzałem do szuflady. Było w niej trochę robionego na zamówienie papieru listownego Patricka. Chyba się nie obrazi, jeżeli wezmę sobie kilka arkuszy. Na blacie leżało złote pióro. Koślawymi literami zacząłem wypisywać „ CZY UWAŻASZ, ŻE PATRICK DIXON JEST LAMĄ?”. Pod spodem narysowałem kwadraciki do zaznaczenia odpowiedzi „tak” i „nie” oraz „po obiedzie odnieść do Duffa McKagana”. Jeszcze tylko parenaście kopii i gotowe. Przy przedostatniej kartce stalówka w piórze Patricka „rozjechała się” na pół i zrobił się duży kleks. Nie dało się już tym pisać. Za mocno przyciskałem? - Dziadostwo… - mruknąłem sam do siebie. Wziąłem kartki i pomaszerowałem do restauracji. Akurat zbliżała się 15, więc wszyscy siedzieli przy stołach. Rozdałem moją ankietę i usiadłem z resztą zespołu. Slash już nieco otrzeźwiał i z ochotą sączył wino podane do obiadu. Alkoholik nam się tu robi
-----------------------------------------
*perspektywa Axla*
------------------------------------------
Kilka godzin dopracowywania tej nowej piosenki. Powoli zaczynałem się nudzić. Przerwałem śpiewanie w połowie zwrotki.
- Stradlin... - powiedziałem znudzonym głosem i położyłem się na łóżku.
Ładny sufit. Wgapiłem się w niego i zamyśliłem. Wszystko było takie ciekawe... Moja przyszłość i osiągnięcia. Ahh... Napiszę o tym kiedyś książkę. Może jakiś znany reżyser nakręci o mnie film… Chyba się troszkę rozmarzyłem, ale byłem ciekaw jak to wszystko potoczy się dalej.
- Axl? Axl do cholery mówię do ciebie! - zirytowany głos Izzyego przerwał moje rozmyślanie.
Rzuciłem mu moje gniewne spojrzenie. Przerwał mi tak cudowne wizje! Już zaczynałem sobie wyobrażać jak odbieram wszystkie nagrody, udzielam wywiady, a ten się wcina w takim momencie!
- Nie patrz tak tylko mów co chciałeś. – powiedział już opanowanym tonem.
Wyglądał tak jakby miał mnie dość. Jak można mieć mnie dość. Rozumiem niedosyt, ale znużenie?
- Chcę wyjść. I głodny jestem? Chyba czas na obiad… Mogłeś się domyślić. - odpowiedziałem mu i wstałem do lustra poprawić włosy.
- Axl... Wkurwiasz. Pośpiesz się. – odezwał się po dłuższej chwili gitarzysta.
Przez to zerwanie zrobił się jakiś drażliwy. Czas mu znaleźć jakąś panienkę. Pogadam o tym z Kuffem. On zawsze jakąś sobie znajdzie, więc mógłby udzielić paru rad Izzyemu.
- Zaraz. - odpowiedziałem cicho zajęty układaniem niesfornej grzywki.
Nie znosiłem kiedy ktoś miał do mnie pretensje. Poczułem się urażony, jednak uznałem, że nic nie będę mówił. Trochę go jednak rozumiem. Może wieczorem będzie bardziej rozmowniejszy.
- Gdzie reszta? Sami idziemy? - zapytałem go kiedy wyszliśmy z pokoju.
- Idziemy na jedzonko? - nagle pojawił się pudlowy łeb wyszczerzonego Adlera.
- Mhm...- wymamrotałem.
Steven to dobry przyjaciel. Jednak jest wkurwiający… Uwielbiam go i jest jak mój brat, ale to nie zmienia faktu, że to nadal sarkastyczny dupek.
- Nie cieszysz się? - zaśmiał się i zawołał Lizzy.
Dziewczyna wyszła wystrojona z pokoju z papierosem w ustach. Adler poklepał ją po tyłku i poszliśmy do zarezerwowanej restauracji. Usiedliśmy gdzieś w kącie. Izzy polazł po wódkę, a ja zostałem z Adlerem i Lizzy. Blondynka siedziała na kolanach Pudla i idiotycznie chichotała, a Steven zadowolony trzymał ryj w jej cyckach. Bleh. Odwróciłem od nich wzrok. Jeszcze nie spotkałem żadnej dziewczyny, która spełniałaby moje wymagania. Potrzebowałem czegoś więcej niż tylko cycków. Ona... Ona musi być mądra. Będzie pasować do mnie idealnie. Chyba powinienem coś z tym zrobić. Zabrałem ze stołu butelkę i podzieliłem się z przyjacielem.. Idealne na samotne serce. Zacząłem rozmawiać z Izzym. Mówił coś o swojej byłej. Przez to zacząłem jeszcze bardziej dołować się faktem, że potrzebuję jakiejś ułożonej dziewczyny. Udawałem, że go słucham i co jakiś czas przytakiwałem. Po jakimś czasie do restauracji przypałętali się Slash i Duff. Już wcześniej musieli sporo wytynkować, bo ledwo co stali na nogach.
- Hej moi przyjaciele! - Slash obrzucił nas pijanym spojrzeniem, a potem oparł na stole rozlewając alkohol.
- Hudson kurwa! - Duff zrzucił go z blatu i wziął butelkę z resztkami. - Moje!- wykrzyknął i zaczął sobie polewać.
Już widziałem jak zaraz razem z Saulem będzie leżał pod stołem nieprzytomny. Wszyscy byli już podpici. Znów zaczynałem się nudzić. Izzy gdzieś zniknął, a Adler wciąż grzebał w biuście tej dziwki. Beznadziejne towarzystwo. Chyba najlepiej będzie gdy teraz wyjdę nie zauważony i znajdę osobę na moim poziomie. Odstawiłem butelkę z alkoholem. Nie miałem ochoty dłużej pić. Jeść też mi się odechciało. Głównie przez widok macającego się Adlera i Lizzy oraz chlewu jaki zrobił Hudson. Wszedłem do naszego busa. W jego centralnej części na kanapie leżała Duffiasta i czytała jakąś książkę. Nawet nie zauważyłem jaka jest ładna…
- Nie jesz ze wszystkimi? – zapytałem podchodząc bliżej.
Dziewczyna oderwała wzrok od książki i obdarzyła mnie spojrzeniem. Ma oczy podobne do McKagana. Ale ładniejsze…
- Nie mam ochoty. – uśmiechnęła się – A ty?
- Jakoś też tak. – stwierdziłem drapiąc się po głowie.
Nastąpiło milczenie. Trochę dziwnie tak.
- Poczytasz mi? – zapytałem.
Brunetka posłała mi pytające spojrzenie, jednak po chwili gestem wskazała, abym usiadł obok niej. Ułożyłem głowę na jej udzie, a ona na głos zaczęła czytać mi jakąś książkę.
O tak nareszcie nowe..
OdpowiedzUsuńNie mam czasu za bardzo kkomentowac,ale podobało mi się i czekam na kolejne.
A no i oczywiście Dyff ze swoją obsesją na temat menadżera-lamy hahaah
no to weny życzę
Kurwa jego mac! Musze pisać komentarz jeszcze raz bo cos mi się przełączyło :/ A więc...
OdpowiedzUsuńAxl z Susan ? Byłoby ciekawe ^^
Duffy kochanie moje ja też uważam, że Patrck jest lamą :D Jestem z tobą!!
kurwia mnie Lizzy bo mojego Stevenka serce złamie łee.... a tego bym nie przeżyła..
Slash i jego słaba główka do picia :/ a potem niewybaczalny kac...
Dobra! Na koniec piszesz ( lub piszecie bo sama nie wiem XD) zajebiśie, super, niesamowicie! Tylko jak byś kurwa szybciej pisała, ale rozumiem, że czasu nie masz i trzeba durzo myśleć jak się pisze.... Rozumiem bo mam tak samo :/
A teraz, żebyś pisała, pisała i jeszcze raz ( nie kurwa was jest 2 ! poprwawka /) żebyście pisały! O i jest git
Faith już jest!
OdpowiedzUsuń'Może w okolicy są jakieś dziewoje…' Slash! Ja byłam w okolicy! No przecież stałam tam, obok Ciebie. ;__; I czytałam. ;___; Dlaczego mnie nie zauważyłeś, zobaczyłeś, ewentualnie coś jeszcze byś mógł zrobić... Przecież ja bym Cię nawet pijanego przyjęła. Ale nie, Ty oczywiście musiałeś polecieć do innej. Oznacza to tylko jedno - Foch. Z uwagi na to, iż nie mogę Cię z łóżka wywalić, bo nie śpisz w nim nigdy ze mną (tylko Tyler może zajmować miejsce obok mnie. XD), to wymyślę Ci gorszą karę!
'CZY UWAŻASZ, ŻE PATRICK DIXON JEST LAMĄ?' To ja już zaznaczam, że tak. XD No, bo on jest lamą i nikt zaprzeczyć nie może. A Duff to już w ogóle najlepszy jest! Kocha go za te zajebiste przemyślenia o Patricku-lamie.. XD Ale jeśli już jestem w temacie Duff'ów... Susan i Axl. Ciekawie, ciekawie... Choć czy to dobry pomysł? No przecież wszyscy wiemy, jak było z Caroline... Czy tu też będzie taki? Oby nie, bo tak to młoda McKagan nie będzie miała za pięknego życia.
Idę już, bo jeszcze jeden blog mam do nadrobienia.
Weny!
JA CHCE ZOBACZYĆ TWOHEGO WENSZA, SLASH! JA, JA! *MACHA ŁAPAMI*
OdpowiedzUsuńA tak serio to supi rozdział. Lepszy niż poprzedni. Rlly. Kocham Was baldzio. Baldzio, baldzio.
A Susan ma być z Izzim! >:c
Weny dużo życzę i przepraszam za ten okropny komentarz. :c